sobota, 28 kwietnia 2018

Pokémon FireRed

Pisałem już wcześniej o tym, że nie udało mi się uzyskać dostępu do wyższych generacji niż piąta i przez to zrobiłem sobie kilkumiesięczną przerwę od grania w pokemony. Jednak chęć znowu się pojawiła. Zdecydowałem wrócić do pierwszej generacji i ponownie przechodzić kolejne wersje. Szybko doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie wybrać którąś z odnowionych wersji. Padło na FireRed.

Kiedyś, grając w pokemony, zastanawiałem się, jak ludzie mogą przechodzić je po kilka razy. Przejście jakiejś części pierwszy raz było dla mnie ciekawym doświadczeniem. Intrygował mnie przebieg wydarzeń i ciągle nowe stwory. Dziwiłem się natomiast, że ludzie chwalili się przejściem wszystkich wersji z danej generacji. Przecież każda z nich jest praktycznie tym samym. Po przejściu sześciu kolejnych gier z serii w końcu to zrozumiałem. Cała otoczka fabularna i konstrukcja świata (obie rzeczy zawsze proste w zasadzie) są tylko pretekstem do tworzenia swojego idealnego teamu i trenowania coraz to nowych towarzyszy. Większość gry w moim wykonaniu i tak skupia się na analizowaniu statystyk. Często podczas rozgrywki równie dużo czasu poświęcam na analizowanie tabelek z bulbapedii, co na zwiedzanie świata gry. Dobieram najwygodniejsze i najbardziej uniwersalne zestawy ataków i oczywiście drużynę. To mi teraz sprawia największą przyjemność. Element cRPG jest w tej grze najważniejszy, ale o tym akurat zawsze wiedziałem.


Tworząc swój team w FireRed postanowiłem kierować się głównie swoim sentymentem do poszczególnych stworków. Wybierałem te, których nigdy wcześniej nie trenowałem, a zawsze mi się podobały.

Co prawda moim ulubionym starterem z pierwszej generacji jest oczywiście Charmander, jednak jego linię ewolucyjną poznałem już kilkukrotnie w historii swoich gier. Tym razem postanowiłem wybrać najmniej poznanego przeze mnie startera i chyba najbardziej niedocenianego przez wszystkich, czyli Bulbasaura.

Primeape'a poznałem i polubiłem podczas oglądania serialu anime. Był on jednym z towarzyszy Asha. Grając kiedyś w wersję Yellow na Game Boyu, zawsze uważałem, że Mankey, którego można spotkać już na wczesnym etapie gry, jest ciekawym pokemonem. Wyróżniał się pod tym względem na tle innych możliwych do złapania na początku dzikich stworów. Jednak wówczas nie doceniałem potencjału ataków walczących, a z powodu małego doświadczenia tworzyłem raczej drużyny oparte na standardowych typach. Primeape jest moim ulubionym pokemonem walczącym z I generacji, więc musiał się znaleźć w zespole.

Trzeci towarzysz dołączył do mojej grupy trochę przypadkowo. Spotkanie Jigglypuffa ponownie obudziło mój sentyment związany z czasami oglądania serialu. Ponadto nigdy na poważnie nie trenowałem pokemona typu normalnego, więc postanowiłem z nim poeksperymentować. Zawsze wydawało mi się, że pokemony normalne są mało przydatne i nudne. Kiedyś trenowałem Raticate'a, ale nie spełniał moich oczekiwań i szybko go wymieniłem, więc nie miałem dobrych wspomnień związanych z tym typem. Podczas trenowania Wigglytuffa okazało się, że byłem w błędzie. Pokemony normalne nie są superefektywne na żaden tym, ale jednocześnie, prócz walczących, nie mają żadnych słabości, więc są bardzo wytrzymałe w pojedynku. Poza tym często mogą się nauczyć wielu potężnych ataków różnych typów z TMów. Wigglytuff uzupełniał moją drużynę o kilka typów, których by mi brakowało i radził sobie tam, gdzie inny nie mieli szans..

Do tej pory nigdy nie używałem pokemonów, które do ewolucji potrzebują wymiany pomiędzy graczami. W czasach gry na Game Boyu nie znałem nikogo, kto również miałby kartridż z pokemonami. W przypadku emulatorów nie potrafiłem natomiast łączyć dwóch rozgrywek. Przez to niektóre pokemony były dla mnie zawsze nieosiągalne. Podczas gry w FireRed postanowiłem to zmienić. Wcześniej słyszałem od kolegi, że jest sposób na wymianę w emulatorach i on często z niej korzystał. Nietrudno było mi odnaleźć w internecie poradnik na ten temat. W ten sposób podczas rozgrywki pobawiłem się, żeby zdobyć prawie wszystkie ewolucje pierwszej generacji, które do tej pory były dla mnie nieosiągalne. Spośród dostępnych najbardziej przydatny w mojej drużynie był psychiczny Alakazam. Okazał się on zdecydowanie najpotężniejszym członkiem mojej grupy. Po części pomógł w tym zapewne fakt, że pokemony z wymiany dostają więcej doświadczenia za każdy wygrany pojedynek, więc szybciej zyskują poziomy.

Marowak to kolejna już sentymentalna postać. Zawsze podobał mi się pomysł na tego stworka. W dodatku jest typu ziemnego, a jak już pisałem wielokrotnie, uważam posiadanie tego typu w drużynie za bardzo przydatne za równo do obrony, jak i ataku.

Dewgong pojawił się w moim teamie na sam koniec i trochę przypadkiem. Przez całą rozgrywkę planowałem, że w mojej grupie znajdzie się Kingdra. Została wprowadzona dopiero w II generacji, ale zakładałem, że w FireRed da się ją zdobyć. Wszelkie źródła temu nie przeczyły. Sporo się namęczyłem nad zdobyciem Dragon Scale, które jest potrzebne do ewolucji Seadry przez wymianę. W regionie Kanto nie da się zdobyć tego przedmiotu (nie przed ukończeniem ligi). Początkowo postanowiłem przetransferować go z wersji Crystal, gdzie Dragon Scale można znaleźć w jaskini Mt. Mortar. Niestety gra uniemożliwiała połączenie pomiędzy różnymi generacjami. Zostało więc szukanie w wersjach z III generacji. Miałem akurat save z Emerald. Tam smoczą łuskę da się zdobyć poprzez złapanie m.in. Horsea, która może posiadać ją przy sobie. Dopiero po kilkunastu złapanych sztukach Horsea trafiłem na taką, która ma Dragon Scale. Wreszcie mogłem ponownie zabrać się za wymianę. Niestety tutaj pojawiła się kolejna przeszkoda. Co prawda wymiana odbywała się bez problemu, ale Seadra nie chciała ewoluować po przeniesieniu jej do FireRed. Natomiast, gdy z powrotem oddałem ją do Emerald, to od razu następowała ewolucja w Kingdrę. Przy bezpośredniej próbie przeniesienia Kindry do FireRed wyskakiwała informacja, że na razie nie jest to możliwe. Uświadomiłem sobie, że do czasu przejścia ligi i uaktualnienia pokedexu na nowe pokemony, możliwe jest zdobycie jedynie stworów z I generacji. W ten sposób zostałem z jednym wolnym miejscem w drużynie. Potrzebowałem kogoś wodnego, kto potrafi nauczyć się ataków lodowych lub smoczych (kontry na Lance'a z Elitarnej Czwórki). Zdecydowałem się złapać Seela, ktorego ewoluowałem w Dewgonga.


W efekcie końcowym otrzymałem według mnie bardzo ciekawy i uniwersalny zestaw. Przejście Elitarnej Czwórki nie stanowiło większego problemu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz