środa, 21 marca 2018

Pokémon Emerald

Zwycięstwo nad REDem pobudziło we mnie chęć dalszej gry. W Crystal nie było już nic do zrobienia, więc szybko sięgnąłem po Pokemon Emerald. Było to w zasadzie moje pierwsze zetknięcie z trzecią generacją. O ile druga załapała się jeszcze na moją uwagę w serialu telewizyjnym oraz częściowo na tazosach z chipsów (w czasach dzieciństwa, gdy jeszcze się interesowałem tematem), to nowszych odsłon nie poznałem dotąd nigdy. Pierwsze co, po uruchomieniu gry, zaskoczył mnie po raz kolejny skok technologiczny w stosunku do poprzedniej wersji. Zarówno jeśli chodzi o grafikę, jak i o usprawnienia w mechanice. Szczególnie wygodne stało się zarządzanie pokemonami oraz całym ekwipunkiem. Dodatkowo teraz każdy pokemon miał swoją oryginalną miniaturkę, która wyświetlała się na liście przy jego nazwie. To bardzo pomagało w komunikacji.

Tym razem, podczas łapania pokemonów, nie ograniczałem się do swojej wiedzy. Wreszcie odkryłem Bulbapedię, która do dziś jest nieodłącznym elementem podczas każdej mojej gry. W zasadzie mam ją zawsze otwartą i na bieżąco porównuje wybrane statystyki. Podczas gry założyłem sobie, że wszystkie podstawowe pokemony należące do teamu mają pochodzić z trzeciej generacji.

Niestety straciłem gdzieś moje zapisy gry z etapów bezpośrednio przed lub w czasie ligi pokemon. Został mi jedynie zapis z dużo wcześniejszego etapu, gdy legendarny pokemon Kyogre został wybudzony.


Pierwszy wybór padł oczywiście na startera ognistego. W dalszym ciągu był to mój ulubiony typ. Dodatkowo ostatnia forma Torchica, czyli Blaziken, według mnie najlepiej się prezentowała spośród trzech dostępnych. Dzięki temu pokemonowi odkryłem jak bardzo przydatny jest typ walczący w teamie. Przede wszystkim jest to jedyna super efektywna kontra na pokemony normalne, których jest zawsze bardzo dużo. Poza tym kamień, lód, stal i mrok. W przyszłości już zawsze starałem się dołączyć do swojej grupy jakiegoś walczącego pokemona. Blaziken był najpotężniejszym spośród moich podopiecznych. Zdecydowanie za bardzo go nadużywałem w walkach, bo jego poziom był wyższy o około 10 od innych. Taka dysproporcja nie okazała się korzystna, bo inne pokemony stały się trochę zaniedbane i słabo radziły sobie podczas mistrzostw.

Z drugim pokemonem wiąże się zabawna historia. Był nim Ralts, którego można złapać na jednej z pierwszych ścieżek w grze. Postanowiłem go trenować przede wszystkim dlatego, że miał mieć typ wróżkowy (fairy). Dodatkowo na poziomie 17 uczył się dość silnego ataku trawiastego. Dopiero po czasie zorientowałem się, że coś jest nie tak. Na kolejnych poziomach uczył się innych ataków niż powinien. W końcu doczytałem, że typ wróżkowy (ta nazwa bardziej mi się podoba, niż "baśniowy") został wprowadzony dopiero od generacji VI. Okazało się więc, że Ralts, a później Kirlia i ostatecznie Gardevoir poznają jedynie ataki psychiczne (mogłem samodzielnie nauczyć innych typów, ale wtedy nie miałem jeszcze w zwyczaju korzystać z TMów). Dodatkowo wspomnieć należy, że trenowanie tego pokemona wyryło mi w pamięci, że ataki psychiczne mają zerową efektywność na mrok. Wielokrotnie się na to nacinałem, kiedy wystawiałem Gardevoir, która nic nie mogła zrobić nawet najsłabszym stworkom, jeśli były typu dark.

Trzeci pokemon to kolejne wielkie odkrycie żywiołu, który stał się w przyszłości jednym z moich ulubionych. Chodzi o pokemony stalowe, które mają świetną defensywę przeciw większości dostępnych typów. Mały Aron, który dołączył do mojego zespołu, mimo niskiego poziomu, wytrzymywał wiele ciosów od bardziej doświadczonych przeciwników. Nie koniecznie lubię czysty typ stalowy, ale w połączeniu z niektórymi innymi jest często niezastąpiony w drużynie. W mistrzostwach wzięła udział oczywiście trzecia forma Arona, czyli Aggron.

Kolejnym członkiem drużyny stał się Sableye złapany w tej samej jaskini, co wcześniej opisywany Aggron. Sableye to jeden z moich ulubionych pokemonów i to głównie dlatego chciałem go trenować. Ponadto typ duchowy, obok ognistego, był wówczas moim ulubionym typem. Później to zauroczenie stopniowo malało z uwagi na to, że duchy nie są aż tak bardzo przydatne w walce. Na poniższym screenie Sableye ma bardzo niski poziom. Spowodowane jest to tym, że przez większość gry zamiast niego używałem Azumarilla, który odpowiadał za wszystkie wodne ataki HM. Przed rozpoczęciem ligi nadrobiłem poziomy u ducha.

Piątym pokemonem, który na stałe dołączył do grupy, był kamienno-robaczy Anorith, którego wybrałem spośród dwóch skamielin. Później oczywiście ewoluował w Armaldo. Nie okazał się on zbyt przydatny, chociaż chyba udało mu się wykończyć jednego lub dwóch przeciwników. Powinienem go był bardziej wzmocnić przed mistrzostwami.

Ostatniego pokemona szukałem wśród trawiastych. Przez długi czas planowałem trenować Ludicolo z ciekawym połączeniem wodno-trawiastym. Jego pierwsza forma Lotad jest dostępny we wczesnym etapie gry. Niestety nie uczył on się samodzielnie zbyt ciekawych ataków ani wodnych, ani trawiastych, a jak wspominałem, ja wówczas nie używałem TMów. Hydro Pump było dopiero na 49 lvl, więc nie wiadomo, czy dotrwałbym do tego etapu. Musiałem więc szukać czegoś innego. Trafiło na dostępnego w późnym etapie gry Tropiusa.


Niestety nie udało mi się zachować zapisów gry z etapu około ligowego, więc przedstawione na screenach levele pokemonów nie odpowiadają rzeczywistym, których użyłem podczas mistrzostw. Wniosek jaki wyciągnąłem z tej części, to że nie należy skupiać swojej uwagi głównie na jednym pokemonie. Trzeba trenować całą grupę równomiernie. Blaziken miał wysoki lvl, nawet wyższy od wiele pokemonów elitarnej czwórki, ale nie dawał rady przeciw pokemonom, na które był wrażliwy. Ta seria dodatkowo mocno zmieniła moje upodobania do typów. Ognisty i duchowy przestały królować, a ich miejsce zajęły walczące, psychiczne i w połowie stalowe. Ogólnie te przynoszące wiele korzyści w walce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz